piątek, 27 listopada 2015

Komplet "Emanuelle" czyli Kaśkowe inspiracje z historią w tle

Post ten dedykuję wszystkim Kaśkom, Kasieńkom, Katarzynom a w szczególności jednej, sercu memu najbliższej, Siostrze mej choć nie z przyrodzenia to i tak "my obie, jakoby z jednego łona wylazłe" ;) Skąd ta dedykacja? Ano po trosze z racji niedawnego "Kaśkowego święta", ale przede wszystkim stąd, że spojrzawszy na efekt końcowy mojego tworu od razu przyszło mi na myśl to moje "Siostrzane Cudo". Owo "Cudo", niczym sroczka lubuje się we wszystkim co świeci, połyskuje i mieni, a w dzisiejszej prezentacji tego jest pod dostatkiem. Nie byłabym sobą, gdybym nie poszła za ciosem i nie dała pofolgować umysłowemu "myślotokowi"*. Kontynuując przerwany wątek, to moje "Siostrzane Cudo" niczym swego czasu jej sławna imienniczka Katarzyna II**, uwielbia biżuterię i to nie byle jaką.  Pominąwszy już efekt iluminacji noszonych przez siebie błyskotek, biżuteria powinna być efektowna, zjawiskowa i rzucająca się w oczy (ale bez tandetnego przepychu). A mówiąc o sławnej imienniczce, chodzi tu oczywiście o rosyjską carycę Katarzynę, która w XVIII wieku dziarsko zasiadała na tronie "Matuszki Rasiji", i nie mało, oj, nie mało namieszała w naszej historii. Chcąc być skrupulatną w swoich historycznych wywodach na temat Kaśki Wielkiej, to muszę zadać kłam wcześniejszym stwierdzeniom. Mianowicie nie rosyjska caryca, chociaż bez wątpienia caryca Rosji i nie zupełnie Katarzyna, choć pod takim imieniem znana. Ta "Semiramida Północy" była niemiecką księżniczką (dokładnie anhalcką) urodzoną w Szczecinie (taki polski akcent ;) ), która na chrzcie otrzymała imiona Zofia Augusta Fryderyka. Widzicie więc sami, że z tą Kaśką to tak nie do końca ;) Tak, czy inaczej w życiu tej Mocarnej Władczyni, zanim jeszcze stała się "wszechwładna" miało miejsce jedno wydarzenie, które od razu przyszło mi namyśl, bawiąc się w skojarzenia do dzisiejszego posta. Pomijając imię, które przybrała wchodząc na rosyjskie salony, a które fantastycznie wkomponowuje się w aktualną tematykę, przyszła teściowa, caryca Elżbieta (notabene kuzynka matki naszej bohaterki) ofiarowała, wówczas jeszcze Zofii, brylantową bransoletkę na znak swej przychylności i nadziei na przyszłość, w związku z zaręczynami księżniczki anhalckiej z jej intelektualnie i emocjonalnie lekko ułomnym synem, Karolem Piotrem (później znanym jako Piotr III). Nie mam zielonego pojęcia czy wspomniana błyskotka choć odrobinę przypominała tę moją, ale od czego jest wyobraźnia ;) Jedno jest pewne, moja nie jest brylantowa (chociaż bardzo bym chciała :) i nie dyndają przy niej wizerunki przyszłej teściowej i narzeczonego. Oj, Kaśka II nie nosiła jej chyba zbyt często, poznawszy bliżej rodzinę, z którą się skoligaciła.
Wracając do mojego "Siostrzanego Kaśka" to nazwa prezentowanego kompletu również odnosi się całkowicie do niej. Widzisz, kochany nerwusie stałaś się moją inspiracją, moją osobistą muzą... i co Ty na to? ;)

A oto przedmiot dzisiejszej skrobaniny...


Trochę informacji technicznych: Komplet wykonany z białych rivoli w rozm. 12 i 18 mm, oplecionych drobnymi koralikami Toho Round 15o i 11o w kolorze niklu.


Bransoletka poza powyższymi wykonana została również z krystalicznych bicone 3 mm z czeskiego kryształu oraz koralików fire polish w tym samym kolorze i rozmiarze. Dodatkowo zakończona antyalergicznym magnetycznym zapięciem w kształcie kulki w rozm ok. 10mm.



Do wykonania kolczyków użyłam srebrnych bigli angielskich pr. 925, bicone 4mm z czeskiego kryształu oraz Drop Crystal 10/6 mm, precyzyjnie szlifowane łezki z czeskiego kryształu.


Mam nadzieję, że moja dzisiejsza prezentacja udźwignęła post w "carskim stylu" ;)
Pozdrawiam Was gorąco i "do następnego" :)




*  kolejny słowotwór z serii: "moje własne" ;)

**  wszelkie informacje dotyczące Katarzyny II pochodzą z mojej głowy. Ponieważ jestem historycznym zapaleńcem, swego czasu przejrzałam mnóstwo publikacji dotyczących przedmiotowej sprawy, dlatego też bardzo ciężko jest mi powiedzieć, z której konkretnie pochodzą powyższe. Mogę jedynie zagwarantować, że jako była studentka historii, korzystałam z wiedzy wiarygodnych autorów ;)


sobota, 21 listopada 2015

Cellini, spirale, świderki... czyli powrót do przeszłości

Dawno, dawno temu... tak powinnam zacząć i kontynuować historię, chcąc opisać dzisiejszą prezentację. Niestety życie to nie bajka, a chociaż nasze pasje (nie tylko "koralikowanie") już odrobinę tak, to w dzisiejszym poście będzie wiało prozą :)
Kontynuując... dawno temu, kiedy jeszcze wszystkie "drobnokoralikowe twory" stanowiły wyższą szkołę jazdy trafiłam na biżuteryjkę, na wspomnienie, której od razu robi mi się milej. Urzekła mnie swoim niskim głosem, cierpliwie tłumacząc tajniki i zawiłości technik swoich koralikowych prac (które, gwoli ścisłości możecie znaleźć na wielu stronach poświęconych jej twórczości). Wiele godzin nocnych wsłuchiwałam się w to jej niskie "seed bead". Traciłam wzrok w ciemnościach, wpatrując się w ekran monitora i jej nienagannie pomalowane paznokcie, poruszające się w "rytm" nawlekanych koralików. Była to swoistego rodzaju mantra... super sprawa ;) Chodzi o Giannę Zimmerman i jej Beading4perfectionist. To za jej sprawą powstała moja pierwsza Cellini Spiralna (TUTAJ znajdziecie tutorial, z którego wówczas skorzystałam ;). Idąc za ciosem, coraz bardziej wciągając się w koralikową sferę, wiedziałam już, że przepadłam. Nowe techniki, nazwy koralików i półfabrykatów, ściegi, schematy, blogi, "nowe twarze" kolejnych, "wściekle" utalentowanych biżuteryjek... uff, prawdziwy koralikowy zawrót głowy i ja... "beadingowy osesek". Zdziebko frustrujące. I tak wśród tych wielu "nowych twarzy" pojawiła się superutalentowana i niezwykle inspirująca autorka bloga maniakoralikowa, Katarzyna Żyburtowicz. Korzystając z opracowanego przez nią fantastycznego schematu (znajdziecie go TUTAJ) zmodyfikowałam swoją "Celinkę" tak, by powstała "Cellini Zyg Zag"*.
I w końcu po meeeeega długim "wstępie" tematem dzisiejszej prezentacji będzie...ta tam... Bransoletka "Cellini Spiralna Zyg Zag" i "Kolczyki Świderki" w różnych, spiralnych wariantach. Ot, takie tam "świderkowe wariacje"
O rany, naprawdę było ciężko z tym dzisiejszym postem, ale korzystając z okazji, że strasznie długo nie zadręczałam nikogo nowym wpisem, postanowiłam zrobić taki mały-duży skok w przeszłość.

A efekt tego taki... 


Bransoletki wykonane z drobnych koralików Toho Round rozm. 15o, 11o, 8o oraz antyalergicznych elementów ozdobnych. 


Do jednej z nich dodałam błękitną, szklaną fasetowaną oponkę 12/8 mm.


A poniżej kolczyki w trzech różnych wariantach.


W tych konkretnych poza materiałami użytymi jak powyżej, dodałam koraliki Fire Polish 4 mm w zbliżonej kolorystyce.


Tutaj "gołe" spiralki z subtelną, antyalergiczną zawieszką w kształcie liścia.
I poniżej "największe" w swojej prostocie, ale wymagające ode mnie najwięcej skupienia ;)


I to na tyle.
Dobrej nocy ;)


* Nazwa zapożyczona od Katarzyny Żyburtowicz, autorki bloga maniakoralikowa.

poniedziałek, 2 listopada 2015

"Dirillo Monile"... czyli Wisior z Niebieskiego Agatu

Skąd taka nazwa na wisior z niebieskiego Agatu? Agat (również gr. "agathos" czyli "dobry") pochodzi od rzeki Achates płynącej na południu Sycylii, gdzie już w starożytności wydobywano Agaty. Dzisiaj niestety próżno szukać tej nazwy. Obecnie "agatowa rzeka" zwie się Dirillo... stąd, co bardziej spostrzegawczy dopatrzą się już podobieństwa ;)*
Drugi człon nazwy czyli "monile" to po prostu "naszyjnik" w języku łacińskim (a u mnie łacina wiecznie żywa :) ). 
Ponadto Agat sam w sobie kojarzony jest z wieloma magicznymi właściwościami. Uwalnia drzemiący w nas potencjał, ułatwia podejmowanie wyzwań i dodaje pewności siebie, rozbudza mądrość wewnętrzną i pomaga odkryć naturalne talenty... jednym słowem kamień sukcesu*.
Można w to wierzyć lub nie, ale jedno jest pewne. To przepiękny minerał (odmiana chalcedonu), który może stanowić bajeczną, a nawet magiczną ;) biżuterię.
Moja wersja wisiora to ok. 7 cm-owy niebieski agat, pochodzący z Brazylii o cudownym, wstęgowanym wzorze. Kamień opleciony jest drobnymi koralikami Toho Round 11o i 15o w kolorach niklu i hematytu, podszyty filcem i delikatną skórą naturalną w kolorze czarnym. Całość wykończona srebrną krawatką pr. 925.
Wisior jest niezwykle skromny, ale ten fantastyczny niebieski Agat, nie potrzebuje zbyt wyszukanej oprawy by prezentować się zjawiskowo. 

Zresztą sami oceńcie.












Życzę Wam dobrej nocy moi Drodzy "Czytacze"



*   Informacje o minerałach zaczerpnęłam z pl.wikipedia.org oraz z AstroVita.pl

wtorek, 27 października 2015

Komplet "Silk Taupe" i nauka języków...

Muszę przyznać, że prezentowany w dniu dzisiejszym komplet o wdzięcznej nazwie "Silk Taupe" to kawał konkretnej biżuterii. Nie skłamię jeśli napiszę, że jest to jedna z najbardziej pracochłonnych (jak dotąd) moich prac. I chyba jeszcze przy żadnej nie wykazałam się takim brakiem kultury osobistej - sypałam "łaciną" jak z rękawa, w dodatku siarczyście. I tu gwoli wyjaśnienia nadmienię, że nie będąc zwyrodniałą matką, starałam się te wątpliwej jakości i niewyszukanej kurtuazji epitety rzucać, będąc poza zasięgiem uszu moich pociech. Dodam uszu niewinnych, takim słownictwem jeszcze nie skalanych ;)
Naprawdę łatwo nie było, ale efekt pozytywnie mnie zaskoczył. Postanowiłam, więc wszystkie wcześniejsze utrapienia takie jak pokłute palce, bolące stawy i paliczki, pękające koraliki i takie tam zmory rękodzielnika puścić w niepamięć.
Co się zaś tyczy szczegółów technicznych to komplet powstał z ok. tysiąca (albo lekko ponad to - problemy w rachunkach ;) ) koralików różnego kształtu i wielkości. I tak, podstawą i swoistym motywem przewodnim są dwudziurkowe koraliki Czech Mates Tile  6 mm w kolorze, od którego biżuteria wzięła swoją nazwę. Dodatkowo, elementem dominującym są koraliki Super Duo w trzech kolorach (na zdjęciach różnica może być słabo widoczna, bo kolory są bardzo zbliżone). Nie mogło również zabraknąć drobnych koralików Toho Round 11o, które stanowią dopełnienie całości.


A oto moja duma i radość...  że już po wszystkim :)







I jak zwykle o tej porze, pozostaje mi życzyć Wam moi drodzy "Czytacze"
Dobrej nocy ;)

piątek, 23 października 2015

Najdroższa Urocza "Ka"... czyli Koralikowe Serca

***

- Mamusiu, zrobiłam Ci śniadanie... - zaświergotała Urocza "Ka", forsując werbalnie drzwi łazienki, w której aktualnie urzędowała jej mama.
- Dziękuję Skarbie, jesteś kochana - odpowiedziała nieco zaskoczona, ale zachwycona samodzielnością i troską swojego dziecka mama Uroczej "Ka".
- Mamusiu, życzę Ci smacznego... - znów zaćwierkała Urocza "Ka".
- Dziękuję Kochanie, na pewno będzie smaczne - odpowiedziała mama Uroczej "Ka", czując już w trzewiach, że ta rozmowa szybko się nie skończy.
- Mamusiu, niech Ci się przyjemnie je TO śniadanie... - znów zza drzwi dobiegł słodki głosik Uroczej "Ka".
- Perełko, bardzo Ci dziękuję za śniadanie, na pewno będzie wspaniałe. Za sekundę wyjdę i zjem je z wielkim apetytem... za sekundę. - odpowiedziała mama Uroczej "Ka" już kompletnie odarta z resztek "łazienkowej intymności".
- Mamusiu przyjemnego jedzenia... ale zanim wyjdziesz to ja tylko trochę ugryzę te twoje kanapki, żeby zobaczyć czy ten ser jest aby dobry...
"Jak jej nie kochać?" - pomyślała mama Uroczej "Ka", przyjmując ze spokojem fakt, że zakończenie przerwanych zabiegów higienicznych po raz kolejny okazało się naiwną mrzonką, a mimo to, czując, że w tym momencie ma wszystko czego chciała.
Ostatecznie z jedną nie ogoloną nogą jakoś można wytrzymać, a bez tego śmiechu i chochlika w oku Uroczej "Ka" bardzo ciężko ;)

***

I zrobiło się odrobinę nostalgicznie. Dzisiejszy post miał dotyczyć Koralikowych Serduszek, a pomysł na pokazanie właśnie ich zrodził się dzięki Uroczej "Ka" i jej ogromnemu serduszku, które kryje się w tak malutkiej piersi <3
Przechodząc już całkowicie do tematu Koralikowych Serc, nie sposób nie wspomnieć o Silver Aguti, która poza tym, że jest niezwykle utalentowaną biżuteryjką, jest również autorką fantastycznego tutoriala na mikroserduszko. Znajdziecie go TU. Wszystkie osoby, które chcą się zmierzyć z takimi koralikowymi cudami, zachęcam do zapoznania się z tym schematem. Jest naprawdę super opracowany.
A poniżej moja wersja mikroserduszek po lekkich modyfikacjach. Prezentowane sztuki mają ok. 2 cm wielkości, wykonane są z koralików Toho Round 11o, metalowych elementów wykończeniowych oraz ręcznie robionych sznurkowych zawieszek.





Serduszka powstały z potrzeby serca...


... z myślą o fantastycznych osobach, których na co dzień życie nie oszczędza...


... tak zapakowane dotarły do mojej niezwykłej przyjaciółki i jej dzielnego syna, który walczy z mukowiscydozą... TUTAJ możesz zapoznać się z historią Patryka. Naprawdę fantastyczny dzieciak, który mimo śmiertelnej choroby, robi wszystko żeby żyć pełną piersią.



Dobrej nocy ;)

piątek, 16 października 2015

Pierwszy "własny duszy zew"...

Długo się zastanawiałam o czym będzie mój pierwszy tematyczny post. Na chwilę obecną jest kilka rzeczy, które chciałabym Wam pokazać, ale którą wybrać najpierw? Doszłam do wniosku, że zacznę od początku (odkrywcza byłam, nie ma co ;). Zacznę od pierwszej pracy, która była całkiem moja, która w tamtym okresie "stwórczym"* stanowiła "mój własny duszy zew".
Bransoletka ... pięć 14 mm kulek oplecionych koralikami Toho Round 11o w cudownych pastelowych kolorach, mnóstwo antyalergicznych łańcuchów i metalowych elementów ozdobnych, a całość zwieńczona oryginalnym, dość masywnym zapięciem typu toogle w kształcie liścia.
Naprawdę całkiem ciekawy efekt, zresztą sami oceńcie ;) Taka Lolitka z rockerską duszą. 





 Lolitka na udany początek ;)
Dobrej nocy


* wyrazowy twór mojego autorstwa -  nieśmiało ostrzegam was moi drodzy "Czytacze", że nie raz, odwiedzając mojego bloga spotkacie się ze słowami, które trudno zakwalifikować do ogólnie przyjętego kanonu językowego. Cóż, czasami żeby wyrazić co mi w duszy gra, potrzeba czegoś więcej niż zawartości powszechnie dostępnych słowników ;) 

Pierwsze koty za płoty...

Półtora roku niemalże zajęło mi ogarnięcie mojego stanu umysłu tak, by powstał pierwszy wpis na moim nowym-starym blogu. Półtora roku od momentu podjęcia decyzji, że może jednak to nie taki zły pomysł, by pisać własnego bloga... i w końcu półtora roku od momentu stworzenia DaKaLesjoA wierzcie mi moi przyszli "Czytacze" nazwa ta ma ogromne znaczenie. DaKaLesjo ...wszystko co kocham... i tak rzeczywiście jest. Nazwa to inicjały osób mi najbliższych, najukochańszych i w ogóle naj, naj...Zatem o czym ten blog? O wszystkim co kocham, o moich małych-wielkich rzeczach, o rękodziele, które mnie pochłonęło bez reszty, o malarstwie, które jest dla mnie wielką inspiracją, o muzyce i historii, które odegrały niemałą rolę w moim życiu... o moich bliskich? Nie, ich zostawię wyłącznie dla siebie ;) chociaż pojawi się pewnie niejedna dygresja, albo cytacik z "radosnej twórczości" mojego ukochanego "Da". A powiem wam w sekrecie moi drodzy "Czytacze", że ukochany "Da" jest wyjątkowy i niewątpliwie jedyny w swoim rodzaju.


Kolorowa ja... autorka tego bloga ;)
Tyle w kwestii "wstępniaka". 
Dobrej nocy
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...